
– Jeśli wyprawa zakończy się powodzeniem, Mateusz Waligóra dokona wyczynu wielkiej wagi, który nie będzie miał sobie równych w dotychczasowej eksploracji pustyń przez Polaków – mówił przed wyprawą Marek Kamiński, pierwszy człowiek, który w jednym roku zdobył oba bieguny.
Prawie dwa miesiące temu Waligóra wyruszył z miejscowości Bulgan (prowincja Khovd) leżącej w zachodniej Mongolii, nieopodal granicy z Chinami. Żeby dotrzeć do pustynnej części Gobi, musiał przejść przez góry Ałtaju Gobijskiego. To znaczy, wciągać specjalnie przygotowany do wyprawy wózek na przełęcze, których wysokość przekraczała 2000 m n.p.m. Na wózku transportował potrzebną do przeżycia żywność, sprzęt i wodę. Sprzęt – namiot, puchową kurtkę, ciepłą bieliznę – bo w nocy temperatura spadała poniżej – 10 stopni. Wodę, bo podczas wyprawy zdarzały się kilkudniowe odcinki bez studni. Zdarzało się, że w dzień temperatura przekraczała 35 stopni Celsjusza. Wtedy Waligóra pił ponad 10 litrów dziennie. Czasami na wózek musiał więc załadować 90 litrów i ciągnąć w sumie ponad 200 kg.
Waligóra przed wyprawą założył, że będzie samowystarczalny. Wcześniej mongolską część pustyni Gobi – chińska jest większa, ale dostanie pozwolenia na jej przejście prawie niemożliwe, poza tym jest bardziej zurbanizowana – udało się przejść podróżnikom dzięki pomocy wielbłądów, zrzutom żywności, asyście samochodów, które odciążały piechurów i znajdowały im trasę oraz studnie.
Waligóra postanowił, że na Gobi będzie samowystarczalny. Nawigował dzięki kilku mapom, na których przed wyprawą oznaczył wszystkie potencjalne studnie. Było i tak, że gubił się na jednej z tysiąca wyjeżdżonych przez mieszkańców pustyni dróżek i błądził w poszukiwaniu właściwej trasy.
Do Mongolii przyleciał dwa miesiące temu, nie będąc pewny, czy wyprawa w ogóle się rozpocznie. To był najbardziej suchy rok na Gobi, od kiedy prowadzone są pomiary. A po suszy Mongolię nawiedziły burze i powódź.
Po trudach Ałtaju Gobijskiego wkroczył na pustynię. Tam zagrożeniem były burze piaskowe. Kilka z nich przetrwał w namiocie.
W drugiej części wyprawy miał problem z dętkami. Pod koniec ekspedycji kleił je co kilka godzin, by móc iść dalej. W kołach pękło mu też siedem szprych i jeszcze kilka dni temu nie było pewne, czy ukończy wyprawę.
W poniedziałek ok. godz. 12 miejscowego czasu doszedł do Sainshand. W ciągu 58 dni pokonał 1785 km. Jest pierwszym człowiekiem, który samotnie przeszedł mongolską część największej pustyni Azji.
Wyprawa była możliwa dzięki wsparciu:
Fjällräven, Primus Equipment, Aztorin, Leatherman, Leatherman Polska, Radio ZET, Lyofood, Wild Willy Beef Jerky, This 1, Goal Zero, Iridium Communications, LESOVIK, Superfeet – Polska, Triglav, Manfrotto Polska, Olympus Polska, Icebreaker, Rohner Advanced Socks, Crosso, Sea to Summit Polska, Akubra UK, KEEN, Zmiany Zmiany
Czapki z głów.
Gratulacje…
Wpis przeczytałam w dniu jego publikacji… I nadal nie wiem co napisać, by skomentować… Brak mi słów…
Szacunek, WIELKI szacunek Panie Mateuszu!
Ten dzień kiedy zakończyłeś będziemy długi pamiętać. Tyle emocji i podziwu.
Wracaj do domu, odpocznij 😉
Szacun wielki!!! Ty jesteś WIELKI!!!
Gratuluję! Przywraca Pan wiarę w ludzi 🙂
Gratulacje ! Życzymy dalszych sukcesów . Dziękujemy
Niesamowite! 1785 kilometrow w 58 dni to okolo 31 kilometrow dziennie. Nie wyobrazam sobie takiej drogi z zapakowanym na 'full’ wozkiem. Szczerze zazdroszcze… a z ciekawosci ktora wyprawe wspomina Pan lepiej – Pustynie Gobi, czy Pustynie Solna w Boliwii? Pozdrawiam serdecznie 🙂